tam gdzie gniew ziemi zawrzał i asfaltem splunął
gdzie nie docierał szum wiatru, nie powiewały liści struny
byłam dla was bezbronna, szarej rozrywki pokaz
ludzkiej empatii braku blednący ochłap
wasz aplauz bił mnie po uszach, przez skórę solą wychodził
moje podeszwy płonęły ku czci waszej soboty
nie daliście mi spocząć, wszyscy braliście ze mnie
pamiątka po mnie jedyna - sprane bilety w kieszeni
wysyłam duszę w bezkres
ulecę z wiatrem na motylach
opadnę lekko na kamień
przykucnę na waszych drzewach
i będę cierpieć tak mocno
aż każde z was poczuje
i będę krzyczeć głośno tak
aż obudzi się świat